Sylwester w Dubaju – 2017/2018
25 grudnia w pierwszy dzień świąt wybraliśmy się z Igorem do naszego wspólnego znajomego Adama, który mieszka w Dubaju i wielokrotnie nas zapraszał do siebie.
2 miesiące wcześniej postanowiłem, że świetnie byłoby w tym roku gdzieś wyjechać na Sylwestra, by zakończyć rok 2017 z przytupem. Dubaj okazał się strzałem w dziesiątkę. Adam to złoty człowiek i nawet nie spodziewaliśmy się, że sam będzie chciał nas wszędzie zabierać, dzięki temu mieliśmy szansę poznać nie tylko sam Dubaj, a też resztę kraju. Byliśmy na pustyni, w stolicy – Abu Dhabi, w Szardży, nad oazą Al Qudra Lake, w lokalnym zoo oraz w górach Jebel Jais.
Podzieliłem Dubaj na dwie części, bo obie sprawiają wrażenie jakby zupełnie innych miast, a nawet innych państw.
Dubaj (część nowoczesna)
Największe miasto Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Prawdopodobnie jedno z najbardziej kosmicznych i nierealnych miast na świecie jeśli chodzi o urbanistykę. W samym centrum znajduje się (jeszcze) najwyższy wieżowiec świata (828m), a kawałek dalej już buduje się kolejny 928 metrowy. Miasto aż błyszczy swoim bogactwem. Sprawia wrażenie jakby ktoś grał w Sim City na kodach z nielimitowanym budżetem i stawiał wieżowiec za wieżowcem. Szczególne wrażenie robi jazda główną aleją przez sam środek miasta Sheikh Zayed Road, gdzie po bokach wystrzeliwują niczym rakiety szpiczaste drapacze chmur. Miasto jest jeszcze bardzo świeże, boom inwestycyjny nastąpił dopiero z początkiem nowego millenium, więc wciąż wszystko jeszcze się buduje.
Po Dubaju się nie chodzi, po nim się jeździ samochodem lub naziemnym metrem, a to dla tego, że odległości w nim są gigantyczne. Mały odcinek na mapie może zająć 2 godziny piechotą i właściwie donikąd się nie dojdzie. Drogi są bardzo szerokie (posiadają nawet po kilka pasów w jednym kierunku), ale są również gęsto zapełnione przez ruch.
Mimo, że ceny w Dubaju (i w całym kraju) są całkiem w porządku jak na polską kieszeń, większość atrakcji jakie to miasto oferuje jest raczej ukierunkowane na bogatego turystę z Zachodu. Są tutaj największe, najekskluzywniejsze, najdroższe: hotele, parki rozrywki, centra handlowe; całe dzielnice zbudowane pod bogaczy mających wydawać i inwestować swoje miliony.
My zwiedziliśmy tylko kilka tych najbardziej znanych miejsc jak: The Dubai Mall (największe centrum handlowe na świecie), Burdż Chalifa (najwyższy budynek na świecie), Dubai Financial Centre (dzielnica z drapaczami chmur), sztuczna wyspa w kształcie palmy, publiczna plaża przed Burdż al-Arab (hotel wieżowiec w kształcie żagla) – tam spędziliśmy nowy rok, Dubai Marina (luksusowa dzielnica mieszkalna). Na żywo, to miasto robi ogromne wrażenie. Bardzo polecam po prostu pochodzić po tych miejscach, które wymieniłem. Jestem bardzo zadowolony, że przed wyjazdem kupiłem obiektyw szerokokątny (10-20mm), więc udało mi się uchwycić większość tych wież w kadrze.
Dubaj (stara część)
Część stara i dzielnica imigrancka (Deira) bardziej mi się podobały jeśli chodzi o urok i atmosferę. Stara część Dubaju wygląda jak jakieś typowe arabskie miasto portowe. Bogactwo różnych kultur, zapachów (kadzidełka, przyprawy i perfumy), różnorodności. Wąskie kolorowe uliczki ze straganami, masa ludzi z całego świata, koty, stara arabska architektura w kolorze piasku, w tle nawoływanie do modlitwy z meczetów. Tutaj czułem, że dzieje się prawdziwe życie. Do minusów zaliczyłbym bardzo natrętnych sprzedawców ze swoich straganów. Przez to, mimo, że nawet miałem ochotę coś kupić, nie zatrzymywałem się przy ich stoiskach, bo zaraz się spoufalali, zaczynali wciskać na siłę jakieś rzeczy. Ale taki już charakter tego kręgu kulturowego.
W biedniejszej dzielnicy robotniczej, jest naprawdę biednie (ludzie nie mają szyb w oknach, mieszkają po kilkunastu w pojedynczych pokojach), ale nie ma żebractwa ani bezrobocia. Jest to nielegalne w tym kraju, a policja jest bardzo surowa. Ludzie sobie dorabiają sprzedażą zegarków. Dosłownie, wszędzie są sprzedawcy podrobionych zegarków (kto je kupuje?). Ale jest bezpiecznie, nawet po zmroku nie bałem się chodzić z lustrzanką w ręce.
Abu Dhabi
Stolica Emiratów. Zawsze miałem problem z tą nazwą, czy to jest Abu Dhabi, czy Abu Zabi. W szkole nauczono mnie tej drugiej nazwy, ale gdy zrobiłem risercz w internecie, okazało się, że Abu Dhabi jest bardziej poprawne i popularne. Abu Zabi wynika z jakiegoś dziwnego fonetycznego tłumaczenia innego dialektu arabskiego. Też jest poprawne w języku polskim, ale odchodzi się już od tej nazwy. Nie miałem szansy jakoś bardzo poznać tego miasta. Byliśmy w tym nowym Louvrze – polecam, tylko kolejki są długie, a muzeum nie jest jakoś specjalnie wielkie; w Emirates Palace – najbardziej luksusowy hotel na świecie (dla mnie trochę zbyt wielki przepych); oraz w wielkim meczecie „Meczet Marii, Matki Jezusa” – całkiem ładny, polecam zobaczyć, jednak nie ma tam jakiejś wielkiej historii, bo został wybudowany dopiero w 1989 roku.
Abu Dhabi sprawiało wrażenie już bardziej arabskiego miasta w przeciwieństwie do Dubaju. Tutaj już wyraźnie było widać większość ludzi ubranych w tradycyjne stroje (mężczyźni na biało, kobiety na czarno). Tutaj też jadłem najpyszniejszy obiad w życiu w jakiejś obskurnej restauracji wyglądającej jak pralnia brudnych pieniędzy. Nikogo tam nie było poza znudzonym właścicielem, jednak to co nam podał, nie mieściło się w mojej głowie ile euforii może dać jedzenie.
Pustynia
Pierwszy raz byłem na prawdziwej pustyni. Wyobrażałem sobie, że to będzie trochę jak na wydmach w Łebie, ale nic bardziej mylnego. Po pierwsze piach przypomina bardziej pomarańczowo żółty proszek niż taki piasek jaki jest u nas na plaży. Po drugie ta cisza, tak głucha, że aż zatykało uszy. No może trochę przesadzam z zatykaniem, ale uczucie było przynajmniej takie, jakby się weszło do wygłuszonego pomieszczenia, w którym się robi nagrania. Po prostu nic, żadnego wiatru, szelestu, dźwięków otoczenia. To było takie magiczne. Ten piach i wydmy aż po horyzont. Nawet jak na grudzień słońce grzało solidnie, ale byliśmy głównie w klimatyzowanym samochodzie, więc wiele z tego gorąca nie odczułem. Piękne kolory nieba i tego piachu. Piękne zachody słońca, ach, jakie to było romantyczne. Faktycznie gdy się ściemnia robi się również zimniej, ale nie tak strasznie. Myślałem, że temperatura spadnie do zera, ale odczuwałem mniej więcej 10-15 stopni.
Adam nas zabrał terenowym mercedesem na offroad. Pierwszy raz miałem w ogóle szansę jechać takim autem. Wrażenia były świetne, jak na kolejce górskiej (nigdy nawet nie jechałem kolejką górską, ale wyobrażam sobie, że musi dawać podobną frajdę). Jechaliśmy w grupie kilku aut. O dziwo jazda po wydmach to jest niełatwa umiejętność. Po pierwsze trzeba mieć dobry samochód (nie tylko 4×4, ale też wysoki i im mocniejszy tym lepiej), przed wjazdem na pustynię należy obniżyć ciśnienie w oponach, znać techniki jazdy itd. Ja sobie trochę to wyobrażałem, że się wciska gaz do dechy i skacze się z wydm jak w grach video. Nic bardziej mylnego, trzeba być bardzo ostrożnym i czujnym, bo mały błąd może skutkować zakopaniem się, wywróceniem się na dach, lub uszkodzeniem przedniego zderzaka.
Byliśmy na pustyni około 5 godzin, ale dla mnie to minęło jak 30 minut. Pod koniec dnia (słońce zawsze zachodzi o 18) musieliśmy wracać, bo jazda nocą po pustyni jest bardzo niebezpieczna (przednie światła nie doświetlają głębokich spadów). Przed wyjazdem na ulicę jeszcze zrobiliśmy sobie grilla z innymi członkami ekipy. To wyglądało ciekawie, 2 rodziny z dziećmi i rozmawiali między sobą na przemian w 3 językach: po arabsku, francusku i angielsku. My graliśmy bardziej rolę obserwatorów (brakowało mi śmiałości by się jakoś włączyć), ale i to było super i nawet nas poczęstowali swoim mięskiem i marshmallowami.
Szardża
Szardża to miasto położone na północ od Dubaju. Jest to najzwyklejsze arabskie miasto, ani szczególnie bogate, ani szczególnie biedne. Ciekawie było po nim spacerować, weszliśmy do suku (taki klasyczny arabski dom handlowy), do meczetu, poznaliśmy miłego gościa z Omanu, który nam postawił herbatę w barze i obserwowaliśmy toczące się życie na ulicach. Zauważyłem, że mieszkańcy Emiratów mają tam zwyczaj piknikować wszędzie gdzie się da, w parkach, na trawnikach, na chodnikach, co dawało dużego uroku temu miastu.
Al Qudra Lake i Góry Jebel Jais
Co tu dużo pisać, natura! Natura zawsze jest fajna, a zwłaszcza gdy jest tak bardzo inna od naszej w Polsce. Trzeba to po prostu zobaczyć. Al Qudra Lake to zespół kilku jezior na pustyni, jak się później dowiedziałem, stworzonych przez człowieka, ale swój dom odnalazły tam różne ciekawe gatunki ptaków jak np: flamingi, kaczki, łabędzie (ciekawe, bo trochę inne od naszych). Tam również przyjeżdżają rodziny na piknik i całość tworzy niezwykle sielankową atmosferę.
Ostatni dzień w Emiratach spędziliśmy w górach Jebel Jais. Bardzo mi się podobały, jest tam świetna trzypasmowa malownicza droga-serpentyna prowadząca na granicę z Omanem. Kiedy my byliśmy, granica była akurat zamknięta z powodu jakiejś przebudowy, więc zawróciliśmy i znaleźliśmy świetne odludne miejsce w wąwozie, zrobiliśmy tam grilla i ognisko.
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Bardzo trudno było mi ten kraj jakoś zaklasyfikować, wyrobić sobie o nim jakieś zdanie. Na pierwszy rzut oka, można stwierdzić, że w sumie wszystko jest tak jak u nas, tylko jest cieplej i wszędzie są palmy. Wszyscy w tym kraju posługują się językiem angielskim, wszędzie są sklepy zachodnich marek, jest bardzo bardzo bezpiecznie (nikt Cię tutaj nie okradnie, bo wszyscy są od Ciebie bogatsi), jest wolny rynek, więc można by pomyśleć, raj, czego chcieć więcej, nic tylko się osiedlać.
Ale z drugiej strony wszystko jest jakby trochę inne. Krajem rządzi szejk oraz emirowie niewybierani przez nikogo, nie ma tutaj demokracji, prawo jest bardzo surowe (prawo szariatu), jednak tak działa, by było można w miarę swobodnie pracować i żyć. Sam nie do końca byłem pewien czy można chodzić w krótkim rękawie i spodenkach, ale po przyjeździe okazało się, że na ulicy każdy chodzi jak chce, a w szczególności kobiety, od burek po kuse koszulki i szorty. Alkoholu nie wolno spożywać publicznie, mogą być za to baty i wysokie mandaty, ale można go dostać i spożywać w domu. Za narkotyki jest nawet kara śmierci, nie ma czegoś takiego jak wolne media, internet jest kontrolowany, wifi trudno dostępne a o innych swobodach obywatelskich jak bycie homo nawet nie ma mowy.
A jednak jak na kraj islamski myślę, że Emiraty są najbardziej swobodnym i otwartym krajem dla turysty, który chce zwiedzić tę część świata, ale trochę się boi. Poza Arabami i ludźmi z Zachodu, ogromną populację liczą też imigranci z Indii, Filipin, Pakistanu i Bangladeszu. Jedzenie jest świetne. Do tej pory myślałem, że kuchnia arabska ogranicza się jedynie do kebaba i hummusu, ale jak bardzo byłem w błędzie. Sałatki, mięso z grilla, chlebek dokładany prosto z pieca, herbata, szisza. Nawet jeśli ktoś tego próbował w Polsce, to i tak nie będzie to tak smaczne jak tam. Np. nie rozumiałem fenomenu sziszy, wdychanie jakiegoś dymu, który smakuje jak herbata owocowa z torebki, ale tam jak spróbowałem, to to było jak wdychanie soczystego jabłka zerwanego z drzewa przerobionego na sziszę, super! Tak jak wcześniej specjalnie nie interesowałem się kuchniami świata, tak teraz mogę szczerze powiedzieć, że warto tam pojechać chociażby żeby zjeść prawdziwy arabski obiad, to jest doświadczenie niemal mistyczne.